15 lipca 1099 r. armia krzyżowców zdobyła
Jerozolimę, święte miasto Chrześcijan, Muzułmanów i Żydów. Tym samym spełniło
się życzenie papieża Urbana II wyrażone
apelem na synodzie w Clermont 27 listopada 1095 r.
Zdobycie Jerozolimy - obraz Emila Signola
Anatolia i Bliski Wschód przed I wyprawą krzyżową
Latem i wczesną jesienią 1096 r. wyruszyła
wyprawa, z podwójnie obranym celem – zdobycia Jerozolimy i Ziemi Świętej oraz
uwolnienia wschodnich chrześcijan spod islamskiego panowania. W jej skład
wchodzili w przeważającej liczbie rycerze frankońscy i normańscy z licznymi
pocztami, oddziały pieszych mieszczan z terenu dzisiejszej Francji i Włoch,
oraz dużo mniej liczni pojedynczy rycerze z Niemiec i Anglii. W sumie regularne
siły wojskowe liczyły na początku wyprawy około 35-40 tys. ludzi. Były to
świetnie uzbrojone i zorganizowane oddziały ciężkozbrojnej kawalerii i
piechoty, nieprzystosowane jednak do walki w upalnym klimacie i niemające
doświadczenia w walkach z Turkami Seldżuckimi. Wśród przywódców wyprawy należy
wymienić: księcia Dolnej Lotaryngii Gotfryda z Bouillon i jego braci hrabiego
Verdun Baldwina I z Boulogne, hrabiego Boulogne Eustachego III z Boulogne, hrabiego
Tuluzy Rajmunda IV z Saint-Gilles, hrabiego Blois, Châteaudun, Chartres, Meaux i
pana na Sancerre, Saint-Florentin, Provins, Montereau, Vertus,
Oulchy-le-Château, Château-Thierry, Châtillon-sur-Marne i Montfélix Stefana II
Henryka, hrabiego Flandrii Roberta II Jerozolimskiego, legata papieskiego przy
tej wyprawie i biskupa Le Puy-en-Velay Ademara z Monteil, syna króla
francuskiego Henryka I hrabiego Vermandois i Valois Hugona z Vermandois, syna
króla angielskiego Wilhelma I Zdobywcy księcia
Normandii Roberta II Krótkoudego, księcia Tarentu Boemunda I z Hauteville i
jego siostrzeńca Tankreda z Hauteville, cesarza bizantyjskiego Aleksego I
Komnena oraz dowódców jego armii Tatikiosa, Manuela Boutoumitesa, genueńskiego
kupca Wilhelma Embriaco, księcia cylicyjskiej Armenii Mniejszej Konstantego I.
W wyprawie udział wzięli również wicehrabia Béarn Gaston IV, książę Bretanii
Alan IV, hrabia Vendôme Godfryd II, pierwszy arcybiskup Pizy Daimbert (Dagobert),
francuski zakonnik i wędrowny kaznodzieja Piotr z Amiens (Piotr Pustelnik lub
też Piotr Eremita) i francuski rycerz Walter bez Mienia.

Trasa przemarszu wojsk wyprawy krzyżowej
Wojska I wyprawy krzyżowej podeszły pod Jerozolimę
w dniach 7−8 czerwca i podzielili się na trzy główne grupy. Po stronie
północnej rozlokowały się siły księcia Normandii Roberta II Krótkoudego i hrabiego
Flandrii Roberta II Jerozolimskiego. Od zachodu stały siły Gotfryda z Bouillon
i Tankreda, a od południa, od strony Syjonu, wojska prowansalskie – hrabiego
Tuluzy Rajmunda IV z Saint-Gilles. Siły chrześcijańskie były zbyt małe, by
skutecznie odciąć miasto i w następnych dniach obrońcy wielokrotnie wychodzili
poza obręb murów, atakując oblegających. Już podczas drogi do Jerozolimy
krzyżowcy mieli poważne braki w zaopatrzeniu. Cierpieli głód i pragnienie,
ponieważ obrońcy zasypali pobliskie studnie, a najbliższe źródła wody
znajdowały się o 6 kilometrów od ich
obozów. Woda tak, jak i jedzenie dochodziły do obozów zepsute.
Krzyżowcy nie zdążyli przygotować machin oblężniczych,
mieli jedynie, zależnie od źródła – jedną wieżę, lub jedną drabinę. Udało im
się jednak zniszczyć część niższego zewnętrznego muru. 10 dnia oblężenia do
obozu dotarli posłańcy od zakotwiczonych w Jaffie genueńskiej floty z
zaopatrzeniem. Wysłano wtedy ponad 100-osobowy oddział do ochrony portu. Część
tych sił, przypuszczalnie straż przednia, pod dowództwem Aszarda z Momelonu
została wybita w drodze przez liczący 700 jeźdźców oddział fatymidzki, który z
kolei został pobity przez Rajmunda Pileta, dowodzącego głównymi siłami
wysłanymi do portu. Wobec otoczenia portu przez flotę Fatymidów statki zostały
porzucone, a załogi przyłączyły się do krzyżowców i wraz z całym uratowanym
ładunkiem udały się pod Jerozolimę. Było wśród nich wielu rzemieślników i przywódcy
wyprawy postanowili wykorzystać ich do zbudowania większej liczby machin
oblężniczych. Zbudowano dwie wieże oblężnicze. W tym czasie ujawniły się spory
o przyszłą władzę nad miastem – zwołana rada nie przyniosła żadnego
rozstrzygnięcia, wodzowie zgodzili się jedynie co do tego, że należy wspólnie
przeprowadzić szturm. Podczas całego oblężenia krzyżowcy starali się złamać
morale obrońców poprzez pokazowe akty okrucieństwa. Były to m.in.
przeprowadzane pod murami egzekucje znaczących jeńców, czy też wrzucanie jeńców
muzułmańskich do miasta przy pomocy katapult. Obrońcy odpowiadali na to
profanowaniem krzyży i nękaniem pozostałych w mieście nielicznych chrześcijan.
Decydujący atak rozpoczął się 13 lipca. Przygotowane
wieże oblężnicze trzeba było podsunąć do samych murów miasta, wojsko musiało
najpierw zasypać fosę, która broniła do nich dostępu. Skoncentrowano na tym
zadaniu wszystkie siły, pracując przez cały dzień 14 lipca i całą następną noc,
rażeni ciężko gradem kamieni i ogniem greckim, na które odpowiadali nie mniej
ciężkim bombardowaniem z katapult. Wieczorem 14 lipca silom Rajmunda IV Saint-Gilles
z udało się przetoczyć beluardę przez fosę pod sam mur obronny. Obrońcy
walczyli jednak zaciekle. Siły prowansalskie nie zdołały utrzymać się na
murach. Następnego dnia z ranka suły Gotfryda z Bouillon podsunęły swą wieżę
pod północny odcinek fortyfikacji, w miejsce położone niedaleko dzisiejszej
Bramy Kwietnej. Akcją dowodzili Gotfryd z Bouillon i jego brat, Eustachy z
Boulogne, stojący na najwyższym piętrze wieży. Około południa udało im się
przerzucić na szczyt muru pomost, którym przedostało się najpierw dwóch rycerzy
flamandzkich - Litold i Gilbert z Tournai, z oddziałem wyborowych żołnierzy
lotaryńskich, a wkrótce po nich znalazł się tam także Gotfryd z Bouillon. Po
zdobyciu tego odcinka murów przystawiono drabiny oblężnicze, po których wdarły
się do miasta następne grupy krzyżowców. Podczas gdy Gotfryd z Bouillon
pozostał na murze, zagrzewając szturmujących chrześcijan i wysyłając ludzi z
rozkazem otworzenia Bramy Kolumny, aby umożliwić głównym siłom wkroczenie do miasta, Tankred ze swoimi ludźmi,
który zajmował pozycję tuż za Lotaryńczykami, wszedł już daleko w głąb miasta. Obrońcy,
przerażeni sforsowaniem przez krzyżowców fortyfikacji, zaczęli uciekać w
kierunku Al-Haramesz-Szarifu, czyli tam gdzie wznosiły się meczety Kopuła Na
Skale i Al-Aksa, który postanowili użyć jako ostatni punkt oporu. Ale nie
zdążyli przygotować tej budowli do obrony. Kiedy przerażony tłum wbiegał do
meczetu i wdrapywał się na dach, Tankred już go atakował. Poddali mu się
natychmiast, oferując wielki okup, i zatknęli jego proporzec na meczecie. Już
wcześniej Tankred sprofanował i splądrował Kopułę Na Skale. Tymczasem ludność
cywilna w najokropniejszym panice uciekała do południowej dzielnicy miasta,
gdzie Iftichar al-Dawla nadal odpierał ataki Rajmunda z Saint-Gilles. We
wczesnych godzinach popołudniowych namiestnik fatymidzki zrozumiał, że nie ma
już żadnych szans. Wycofał się do Wieży Dawida, proponując Rajmundowi IV z Saint-Gilles,
że odda mu ją razem z bogatym skarbcem, jeżeli hrabia zagwarantuje jemu i jego
straży przybocznej całkowite bezpieczeństwo. Tuluzańczyk przystał na te warunki
i zajął Wieżę Dawida. Iftichar al-Dawla ze swoimi ludźmi, eskortowany przez
oddział hrabiego, opuścił miasto i udał się do Askalonu, gdzie stacjonował
garnizon fatymidzki.
Byli to jedyni muzułmanie w Jerozolimie,
którzy uszli z życiem. Krzyżowcy, oszołomieni zwycięstwem odniesionym po tylu trudach,
rozbiegli się po ulicach, wdzierali się do domów i meczetów, zabijając każdego,
kto wpadł im w ręce, nie oszczędzając
kobiet i dzieci. Masakra ta trwała całe popołudnie i całą noc. Proporzec
Tankreda nie uratował życia ludziom, którzy schronili się w meczecie Al-Aksa. Wicehrabia
Béarn Gaston IV również próbował uchronić ludność cywilną przed rzezią
wręczając im swój sztandar. Jednak następnego dnia i tak zostali zamordowani
przez innych triumfujących krzyżowców. Wczesnym rankiem gromada zdobywców
wdarła się do meczetu nie oszczędzając nikogo. Kiedy kilka godzin później
Rajmund z Aguilers poszedł na teren Świątyni, musiał przedzierać się przez
stosy trupów i brodził we krwi, która sięgała mu po kolana.
Żydzi schronili się w głównej synagodze.
Ponieważ wśród zdobywców panowała opinia, że pomagali oni Fatymidom, nie
okazano im żadnej litości. Budynek podpalono, wszyscy zginęli w płomieniach.
Masakra w Jerozolimie odbiła się szerokim
echem w całym świecie muzułmańskim jak i chrześcijańskim. Nikt nie wiedział,
ilu ludzi zginęło, jednakże w Jerozolimie nie było już ani muzułmanów, ani Żydów.
Nawet wśród wielu chrześcijan rzeź ta wywołała prawdziwą zgrozę, muzułmanie
zaś, którzy do tej chwili byli gotowi uznać „Franków” za nowy czynnik w tak zawiłej
wówczas sytuacji politycznej, doszli do przekonania, że za wszelką cenę należy
ich usunąć z Bliskiego Wschodu. To właśnie ten krwawy dowód fanatyzmu
chrześcijańskiego obudził na nowo fanatyzm muzułmański. Kiedy w okresie
późniejszym rozsądniejsi łacinnicy starali się znaleźć jakąś platformę
współpracy między chrześcijanami a muzułmanami, pamięć o tej rzezi stanowiła
przeszkodę nie do przejścia.
Po wycięciu w pień wszystkich muzułmanów przywódcy
wyprawy krzyżowej udali się w uroczystym pochodzie przez dzielnicę
chrześcijańską, która była pusta od momentu, kiedy jej mieszkańców wypędził Iftichar al-Dawla, do kościoła
Świętego Grobu, aby zanieść tam modły dziękczynne do Boga.
Widok z lotu ptaka na Wzgórze Świątynne w Jerozolimie
Cel został osiągnięty. Chrześcijaństwo
odzyskało Jerozolimę. Ale co należało zrobić, żeby jej nie utracić? Jakie miała
mieć rządy? Prawdopodobnie zdaniem większości ludzi, którzy dobrze pamiętali,
że krucjata została zainicjowana przez Kościół i na chwałę Chrystusa, władzę
najwyższą powinien sprawować tam Kościół. Tymczasem papież Urban II, o czym
krzyżowcy jeszcze nie wiedzieli, mianował już na jego miejsce nowego legata,
arcybiskupa Pizy Daimberta. Daimbert okazał się tak łasy na zaszczyty, a
jednocześnie tak podatny na wpływy, że nie możemy go uznać za wiernego
interpretatora polityki papieskiej. W całej krucjacie nie było ani jednej
wybitnej postaci, której opinia spotkałaby się z powszechnym posłuchem.
W dniu 17 lipca zebrali się, aby wybrać władcy
zdobytego Świętego Miasta i ustalić kwestie administracyjne. Kilka dni wcześniej zmarł przebywający na
wygnaniu na Cyprze patriarcha Jerozolimy, Symeon. W dniu 29 lipca 1099 r., dwa
tygodnie po wkroczeniu krzyżowców do Jerozolimy, zmarł w Rzymie papież Urban
II, nic nie wiedząc o sukcesie wyprawy. Z ulic i domów trzeba było usunąć trupy
i zorganizować wywiezienie ich z miasta. Należało wyznaczyć kwatery dla przybyłych
krzyżowców i pielgrzymów. Należało się również przygotować się do grożącej w
każdej chwili kontrofensywy egipskiej. Rozmawiano również, czy Tankred ma prawo
zatrzymać wszystkie kosztowności, wśród których znajdowało się osiem ogromnych
lamp ze srebra zrabowanych z Kopuły Na Skale. Później ktoś poruszył kwestię
wyboru króla. Duchowieństwo natychmiast zgłosiło sprzeciw. Potrzeby duchowe
winny mieć pierwszeństwo. Przed wyborem króla należało mianować patriarchę,
tylko on jeden bowiem mógł przewodniczyć zgromadzeniu elekcyjnemu. Wilhelm z
Tyru, który pisał sto lat później, uważał ów postulat, mimo że sam był arcybiskupem,
za godną ubolewania próbę uzurpowania sobie przez Kościół nienależnych mu praw.
Wówczas budziło to niechęć tylko dlatego, że z wnioskiem wystąpili duchowni o
złej reputacji. Wybór patriarchy był koniecznością. Gdyby żył Symeon, nikt nie
zakwestionowałby jego uprawnień. Ale ich zdaniem żaden inny grecki lub syryjski
duchowny nie zasługiwał na tę godność I rzeczywiście, nie było ani jednego
duchownego, który mógłby rościć sobie prawo do godności arcypasterza, całe
bowiem wyższe duchowieństwo greckie udało się z patriarchą na wygnanie. Godność
patriarchy należało więc powierzyć łacinnikowi, a tymczasem wśród duchowieństwa
łacińskiego także nie było wybijającej się postaci. Po śmierci Ademara
największym mirem cieszył się biskup Wilhelm z Orange. Jednak zmarł on w Ma'arrat
an-Numanie. Najbardziej aktywnym duchownym był w tym czasie Arnulf, biskup
Marturany w Italii normańskiej. Wystąpił on z wnioskiem, aby patriarchą
Jerozolimy mianować jego przyjaciela, Arnulfa Malecorne z Rohes, kapelana księcia
Normandii Roberta II Krótkoudego, prosząc jednocześnie dla siebie o
arcybiskupstwo Betlejem. Arnulf z Rohes nie był postacią wybitną. Król Anglii
i książę Normandii Wilhelm I Zdobywca
powierzył mu wychowanie swojej córki, zakonnicy Cecylii, która skłoniła swego
brata Roberta II Krótkoudego do zabrania Arnulfa na wyprawę krzyżową w
charakterze kapelana i obiecania mu biskupstwa. Cieszył się on sławą
znakomitego kaznodziei i erudyty, uchodził wszakże za człowieka bardzo
światowego, pamiętano również, że odnosił się wrogo do Piotra Bartłomieja. Co
więcej, wszystko wskazywało aż nadto wyraźnie, że całą rzecz ukartowali
Normanowie. Duchowieństwo z południowej Francji, bez wątpienia z poparciem hrabiego
Tuluzy Rajmunda IV z Saint-Gilles, sprzeciwili
się, i tak propozycja wyboru patriarchy Jerozolimy przed elekcją króla upadła.
Przez kilka następnych dni toczyły się
rozgrywki i spory o wybór króla. Z możnych panów feudalnych, którzy wyruszyli
na wyprawę krzyżową z Konstantynopola, zostało już tylko czterech: Rajmund IV z
Saint-Gilles, Gotfryd II z Bouillon,
Robert II Jerozolimski i Robert II
Krótkoudy. Eustachy III z Boulogne, mimo że starszy, zawsze pozostawał w cieniu
swego brata Gotfryda, a Tankred, mimo swoich osiągnieć, miał niewielu
zwolenników i traktowano go trochę jak ubogiego krewnego Boemunda I. Najzacniejszym
i najbardziej predestynowanym kandydatem do korony z tej czwórki był Rajmund IV
z Saint-Gilles. Wiek, majątek, doświadczenie i długoletnia znajomość z legatem
papieskim Ademarem były jego wielkimi atutami, jakimi nie mógł pochwakić się
żaden z pozostałych możnych panów. Nie cieszył się jednak sympatią przywódców wyprawy.
Zbyt często i w zbyt arogancki sposób dawał im do zrozumienia, że to on jest
świeckim przywódcą wyprawy. Dążenia hrabiego do utrzymania przyjaznych
stosunków z cesarzem bizantyjskim spotykały się z wielką niechęcią, i to nawet
w gronie przyjaznego mu otoczenia. Kilka miesięcy sprawowania najwyższego
dowództwa armii nie przyniosło mu sukcesów, niepowodzenie pod Akką i
zdyskredytowanie świętej włóczni zaszkodziło jego prestiżowi, a chociaż w jego
energię i odwagę nikt nie wątpił, to jednak jako wódz nie odniósł żadnego
poważnego zwycięstwa.
Dlatego też powszechnie uważano, że wyniesienie
go na tron, nie zmieniło by go i nadal postępowałby wyniośle i autokratycznie,
nie budząc zaufania ani jako dowódca wojskowy, ani jako polityk. Z pozostałych
trzech możnych panów najzdolniejszy był hrabia Flandrii Robert II Jerozolimski.
Jednak powszechnie wiadomym było, że po zdobyciu Jerozolimy zamierza powrócić
do Europy. Książę Normandii Robert II Krótkoudy był lubiany i budził szacunek
jako przywódca sił normańskich. Jednak nie odznaczał się silną
indywidualnością, a poza tym również myślą o powrocie do Europy. Pozostawał książę
Dolnej Lotaryngii Gotfryd z Bouillon, który piastował w przeszłości najwyższą
godność ze wszystkich możnych panów krucjatowych. Rządził swoim księstwem dość
nieudolnie, a w Konstantynopolu zachował się z podejrzliwym uporem człowieka
słabego i nieinteligentnego. Ale krzyżowcy nie wiedzieli, że nie ma on talentów
męża stanu, ani administratora, uważali go za mężnego i bogobojnego rycerza,
bezgranicznie oddanego ich wspólnej sprawie. Powiadano, że kiedy elektorzy zbierali
informacje o życiu prywatnym każdego przywódcy, ludzie z najbliższego otoczenia
Gotfryda nie znaleźli w nim żadnej wady, z wyjątkiem przesadnego oddawania się
praktykom religijnym.
Nie wiemy, kto powołał i na jakich zasadach elektorów.
Zgromadzenie to składało się prawdopodobnie z wyższego duchowieństwa i tych
rycerzy, którzy byli głównymi lennikami panów feudalnych krucjatowych. Najpierw
ofiarowano koronę Rajmundowi IV z Saint-Gilles, ale jej nie przyjął. Tuluzańczyk
zdawał sobie sprawę, że większość możnych w skrytości ducha jest przeciwna jego
elekcji i że żaden z baronów nie podporządkuje się jego władzy. Nawet rycerze hrabiego,
obawiając się, aby nie pokrzyżowało im to planów powrotu do Europy,
wypowiedzieli się przeciwko przyjęciu przez niego korony. Rajmund IV z Saint-Gilles
oświadczył, że czuje się niegodny nosić koronę królewską w świętym mieście
Chrystusa, licząc na to, iż tym samym sprawa wyboru króla w ogóle upadnie.
Elektorzy zwrócili się wtedy z ulgą do Gotfryda z Bouillon, którego kandydatura
- jak wszyscy wiedzieli - cieszyła się zarówno poparciem Roberta II Krótkoudego,
jak i Roberta II Jerozolimskiego. Gotfryd z Bouillon po nieco teatralnych
protestacjach przyjął wybór, prosząc jednak, by nie nadawano mu tytułu króla.
Na jego prośbę przyznano mu miano „Advocatus Sancti Sepulchri” czyli Obrońca
Świętego Grobu.

Gotfryd z Bouillon, Obrońca
Świętego Grobu („Advocatus Sancti Sepulchri”), pierwszy władca Królestwa Jerozolimy
Rajmund IV z Saint-Gilles uznał, że ograno go.
Nie ulega jednak najmniejszej wątpliwości, że Gotfryd z Bouillon postąpił
zgodnie ze swoim przekonaniem, odmawiając przyjęcia korony królewskiej w
mieście, w którym Chrystus nosił koronę cierniową. Główny atut Gotfryda polegał
na tym, że pobożnością nie ustępował przeciętnemu krzyżowcowi. Od pierwszej do
ostatniej chwili był głęboko przekonany, że najwyższą władzę w Ziemi Świętej powinien
sprawować Kościół Chrystusowy. Dopiero po śmierci Gotfryda i po powrocie
większości pielgrzymów do swoich krajów, kiedy w Palestynie pozostała jedynie
kolonia ludzi niespokojnego ducha i praktycznych urzędników, powstała możliwość
obrania króla Jerozolimy.
Anatolia i Bliski Wschód po sukcesie I wyprawy krzyżowej